środa, 12 czerwca 2019

"Wojna nie ma w sobie nic z kobiety"-Swietłana Aleksijewicz | ZAPAMIĘTAJCIE TO NAZWISKO!!!! ♥

Autor-Swietłana Aleksijewicz
Tytuł-"Wojna nie ma w sobie nic z kobiety"
Gatunek-reportaż
Liczba stron-336
Wydana-2015
Ocena-10/10






















Tym razem wpis dość uroczysty. Jakoś w tym roku tak się złożyło, że czytam nieco więcej reportaży niż w poprzednim. Nie żałuję, wręcz przeciwnie. Dziś przybywam do Was z recenzją pierwszego tytułu wybitnej reportażystki z Białorusi, która otrzymała literackiego Nobla (za całokształt?) w 2015 roku. Zachwytom nie ma końca ze wszystkich stron. Postanowiłam sprawdzić, o co chodzi i wiecie co? W zupełności się z nimi zgadzam! Zobaczcie sami.


Zapewne, gdy zobaczyliście w tytule słowo "wojna", pomyślicie, że jest to książka typowa, o bitwach, okupacji radzieckiej, życiu cywilów. Niespodzianka! To opowieść o kobietach, bo to im autorka w tym reportażu oddała głos. Historia osób niezwykle, wręcz momentami niewyobrażalnie silnych, zarówno psychicznie, jak i fizycznie,  walecznych, zdeterminowanych, odważnych, ale i dziecinnie naiwnych. Z tego właśnie powodu  ta książka wywołuje w odbiorcach wiele emocji.

Portret kobiety został w książce ukazany wielorako. Odnajdziemy tutaj snajperki, sanitariuszki, praczki, kochanki, lekarki, listonoszki i wiele, wiele innych. Czego one nie robiły? Nie wiem! Zrzucały bomby, potrafiły naprawiać silniki, jeździć traktorami. Przysłowiowo mówiąc, nosiły spodnie, gdy zachodziła taka potrzeba. Takie zajęcia przecież na co dzień należą zazwyczaj do mężczyzn. Problem rozpoczynał się jednak w domu, gdzie niejednokrotnie musiały znosić rozmaite upokorzenia i uważać, aby nie zostać uznanymi za wrogów i zdrajczynie narodowe. 



"Za każdym razem uderzała mnie nieufność wobec wszystkiego, co zwyczajne i ludzkie, to pragnienie zmiany życia na ideał. Zwyczajnego ciepła na zimny blask."



Muszę przyznać, że ta książka wywarła również na mnie piorunujące wrażenie, a to dopiero początek! W lipcu czeka Was "Czarnobylska modlitwa". Wojna jest mi znana jedynie z lekcji historii, rozmaitych książek i opowiadań, wspomnień mojej przyszywanej babci, którą kocham jak swoją prawdziwą (rocznik 24). W większości przypadków ukazuje się ją z perspektywy mężczyzn, gdyż utarło się przekonanie, że to przecież oni walczyli. Ich zadaniem była obrona kraju w razie zagrożenia. Okazuje się, że nie tylko. Kobiety również miały swoje pięć minut, jednak to dwa różne obrazy kataklizmu światowego. Dwie różne wojny. Nam, którzy żyjemy w bezpiecznym kraju (oby jak najdłużej) dom kojarzy się z bezpieczeństwem, ciepłem i spokojem. Nie wszyscy mieli to szczęście. W tym reportażu poznacie kobiety, które swoją odwagą i heroizmem przewyższają niejednego żołnierza. 

W Armii Czerwonej podczas II wojny światowej służyło ponad milion kobiet. Istotom tym było niezwykle ciężko. Wyobraźcie sobie, gdybyście musiały nosić o kilka rozmiarów za duże buty, wcale nie należące do lekkich. Koszmar, pomijając dyskomfort. Jak było? Nie wiem, to pytanie nie do mnie. Pewne jest jednak to, że ich działania sprawdziły się i chociażby z tego powodu, za tę odwagę i poświęcenie dla kraju, należy im się szczególny szacunek.

Ta książka była już gotowa w 1983 roku. Dwa lata leżała w wydawnictwie, a samą Swietłanę Aleksijewicz oskarżono o pacyfizm i naturalizm. Nie przeszkodziło jej to jednak w zdobyciu literackiej Nagrody Nobla w październiku 2015 roku. Warto zaznaczyć, że to pierwsza taka nagroda przyznana za reportaż jako gatunek literacki. W zupełności zasłużona. 

Mogłabym tak jeszcze długo, ale nie wiem, czy wytrzymacie. Ogromnie Wam polecam twórczość Swietłany Aleksijewicz. To nic, że kult Stalina. Fantastyczny styl, można się wzruszyć i nie wyjść z podziwu do końca książki, tak jak ja. Łapcie w ręce wszystko, co Wam wpadnie. Sama jestem po lekturze wspomnianej "Czarnobylskiej modlitwy" i zachwyt nie minął. Coś wspaniałego. Czytajcie, czytajcie i jeszcze raz czytajcie!

1 komentarz: