niedziela, 25 sierpnia 2019

„Somebody to love. Życie, śmierć i spuścizna Freddiego Mercury'ego” - Mark Langthorne, Matt Richards | legenda wiecznie żywa..

Autor-Mark Langthorne, Matt Richards
Tytuł-„Somebody to love. Życie, śmierć i spuścizna Freddiego Mercury'ego”
Gatunek-biografia
Liczba stron-496
Rok wydania-2019
Wydawnictwo-Zysk i S-ka
Ocena-8/10



















„Nawet, jeśli miałbym umrzeć jutro, nic mnie to nie obchodzi. Próbowałem już wszystkiego.”



„Najwięksi odchodzą” - mówimy. Nie ma ich kto zastąpić. Zostają po nich dokonania i pamięć, którą jesteśmy zobligowani pielęgnować. Freddie Mercury - postać, która przeszła do historii. Opinia na temat jego osoby była wyraźnie podzielona - od uwielbienia po skrajną formę nienawiści. Wykonawca takich kultowych przebojów jak „Show must go on” czy „Bohemian rhapsody”. Odszedł jakby chwilę temu. Zastanawiał się ktoś, jak wyglądałoby jego życie dzisiaj? 

Autorzy tej publikacji skupili się na życiu założyciela grupy Queen. Jest to dość opasła książka. Fanów wokalisty zapewne to ucieszy. Nie jest to jednak książka skandaliczna. Pewna jej część została poświęcona wątkowi homoseksualnemu. Dziś on nikogo nie dziwi. Zdania nadal są podzielone, ale o jednym wciąż należy pamiętać: żyjmy i dajmy żyć innym tak, jak sami tego chcą. W dawnych czasach zmiana orientacji budziła niemałe zgorszenie społeczne. Nikt wtedy nie słyszał o takiej odmianie. Nic więc dziwnego, że nie każdy był w stanie zaakceptować styl życia gwiazdy


Głos jak magnes, skala nie do wyćwiczenia. Do tego ukryta tożsamość - tak rodziła się gwiazda. W rzeczywistości był Brytyjczykiem i nazywał się Farokh Bulsara. To tylko kropla w morzu ciekawostek. Dopiero w 1979 roku stał się ekstrawaganckim Freddim Mercurym, którego później pokochały tłumy.

Ta książka odsłania przed Czytelnikiem dwa oblicza wokalisty. Z jednej strony poznajemy Freddiego Mercury'ego jako genialnego artystę. Zdecydowanie wyróżniał się wyglądem. Późniejszy wyrazisty makijaż nie był - niestety - dziełem przypadku. To człowiek, który nie bał się niczego i czerpał z życia garściami. Robił eksperymenty. Dziś zostałby pewnie skrytykowany (np. za imprezy narkotykowe po koncertach). To legenda, która kochała życie. Chciała się uwolnić - jeden z tytułów piosenki - od ciążącego skandalu. Czy mu się to udało? Niekoniecznie.

Druga strona jego życia przybrała natomiast dość ponury odcień. Jego późniejsza egzystencja została naznaczona chorobą, którą po rozwinięciu skrótu nazywamy zespołem nabytego niedoboru odporności - AIDS (zapis tego skrótu różni się w wielu językach). Minęło ponad 30 lat od wykrycia pierwszych przypadków zachorowań odnotowanych w Polsce (rok 1986). Nadal nie ma leku, który jednoznacznie zwalczyłby tę chorobę. Brak szczepionek na wirusa HIV również nie ułatwia tej nierównej walki. Freddie Mercury zaraził się patogenem od swojego partnera. Choroba  wywołana przez ten drobnoustrój siała ogromne spustoszenie, zarówno w jego organizmie jak i całym życiu. Odcisnęła wyraźne piętno również w twórczości. Słynne już na całym świecie „Show must go on” wydaje się być wyrażeniem woli walki i wiary w zwycięstwo nad chorobą. Niestety, nie udało się. Ostatecznie Freddie Mercury zmarł wieczorem, przedwcześnie 24. listopada 1991 roku z powodu grzybiczego zapalenia płuc. Śmierć wokalisty uświadomiła światu, jak groźna jest choroba wywoływana przez wirusa HIV. Dziś sytuacja ma się nieco lepiej, ale do sukcesu nadal wiele brakuje.

Muzyka zespołu Queen do dziś uważana jest za symbol lat 80. Na samą książkę składają się ponadto liczne fotografie artysty z różnych okresów jego życia oraz wypowiedzi osób, które znały go osobiście. Taki dodatek do całości to z pewnością nie lada atut, szczególnie dla fanów grupy.

Freddie Mercury stał się legendą jeszcze za życia. Pozostawił po sobie pokaźny dorobek. Nie miał łatwego życia, gdyż społeczeństwo odgórnie przykleiło mu łatkę narkomana i lekkoducha. Nie zapominajmy jednak, że każdy z nas ma tylko jedno życie. Sposób, w jaki chce je spędzić, to tylko świadomy wybór jednostki. Nie nam to oceniać. 

Wydawnictwu Zysk i S-ka dziękuję za egzemplarz recenzencki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz