Dzisiejszym wpisem wznawiam rozpoczęty kiedyś cykl z problematycznymi autorami. Podobny znajdziecie w kwestii naszego tytana literatury-Remigiusza Mroza. Tym razem pora na przytup. Nadchodzi bowiem pytanie, które widzę niemalże wszędzie: "Od czego zacząć czytać Stephena Kinga?" Sama miałam z nim problem, jeszcze nie tak dawno. Przybywam jednak Wam z pomocą i postaram się rozwiać wątpliwości, jeśli jakieś macie.
Z twórczością Stephena Kinga bywa bardzo różnie. Pisze dużo, wydaje często. Nie wszystkie tytuły utrzymują się jednak na równym poziomie, co szczególnie widać z upływem czasu. W jego twórczości odnajdziemy właściwie wszystko: kryminał, horror, thriller, fantasy, SF, prozę obyczajową. W związku z czym każdy ma szansę znaleźć tutaj coś dla siebie. Niestety, ale łatwo można też zagubić się w poszukiwaniach. Tak więc od czego zacząć?
Poniżej znajdziecie moje propozycje oraz tytuły, których osobiście nie lubię i nie polecam.
1. "Lśnienie"
Nawiedzony Hotel Panorama, w Górach Skalistych, zamknięty i odcięty od świata. W środku Jack Torrance, pełniący rolę stróża. Nic nie jest w nim jednak takie, jak być powinno. Horror z krwi i kości, który zapewni Wam obserwowanie hotelowych korytarzy, nieprzespane noce i szept pod nosem: "Redrum!"
2. "Misery"
Klasyczny thriller, miejscami wręcz bolesny, drapieżny i idealnie teatralny, dramatyczny. Nic tu nie jest do końca pewne. Każda strona trzyma w napięciu. Niepokoi nawet opis szklanki na stole, bo nie wiadomo, czy zaraz nie rozsypie się w drobny mak.
3. "Dallas '63"
Mówią, że miłość zdarza się raz. Czy aby an pewno? Co, jeśli udałoby nam się cofnąć w czasie o kilka lat? Jak wiele udałoby się dokonać czegoś jeszcze?
4. "Ręka mistrza"
Nawiązanie do motywów Lovecrafta, ciekawy koncept. Jedna z moich ulubionych.
5. "Cmętaż zwieżąt"
Błąd celowy. Opowieść o próbie pogodzenia się ze śmiercią. Czy istnieje coś gorszego? Czy jesteśmy w stanie ją cofnąć, powstrzymać? Jak daleko możemy się posunąć, aby to osiągnąć?
Tak prezentuje się pięciu wspaniałych. Tutaj możecie zacząć.
ALE...
Żeby nie było, że tylko Wam tu słodzę, chwalę i czaruję, są takie książki Stephena Kinga, które lubię albo nie, ale nie polecałabym ich na początek. Mogą one zaburzyć Wam obraz całości.
1. "Komórka"
To jest mój znienawidzony tytuł. Nie wiem, co autor miał na myśli, pomysł dziwny, jeśli w ogóle jakiś był. Zero Kinga w Kingu, totalna klapa. Oddajcie do biblioteki.
2. "Pod kopułą"
Marudzicie, narzekacie, płaczecie. Dobra, gdyby nie to, że występuje tu za dużo bohaterów. Zakończenie również nie zaskakuje.
3. "To"
Drugi mój znienawidzony tytuł. Ciągnie się straszliwie. Byłoby dobrym horrorem, ale rozkracza się w okolicy 2/3. Nie wrócę.
4. "Zielona Mila"
Zaskoczeni? Mój pierwszy tytuł tego autora. Podobnie, zbyt wolno się to wszystko dzieje. Jak słyszę nazwisko "Coffey", robi mi się słabo.
5. "Przebudzenie"
Hołd dla Lovecrafta. Nieobeznanych może wynudzić.
6. "Stukostrachy"
Koncept owszem, ale przebrnięcie przez wizje mieszkanki Haven jest nie lada wyzwaniem...
7. "Historia Lisey"
Uwielbiam, ale może Was zrazić slang małżeński Lisey i Scotta. Dlatego tak wszyscy narzekają, ja się wzruszyłam.
Ta wygląda moje zestawienie ulubionych i niekoniecznie lubianych tytułów. Dajcie znać, co o nim myślicie, może Wam coś pomogło. Piszcie w komentarzach.
Hmmm, ja Kinga dopiero zamierzam przeczytać, teraz się trochę zaczęłam martwić :D
OdpowiedzUsuń