Tytuł-"Drach"
Gatunek-literatura współczesna
Liczba stron-400
Wydana-2014
Ocena-10/10
Nadszedł czas na wyjątkową recenzję powieści bardzo trudnej, tak wielowarstwowej i wielowątkowej, że chwilami wahałam się, czy w ogóle będę w stanie ją zrecenzować. Książka ta stanowi moje trzecie spotkanie z prozą pisarza, o którym w sieci można przeczytać bardzo skrajne opinie, tak o nim samym, jak i o jego twórczości. Jedni czytelnicy uwielbiają jego prozę (do takich zaliczam się również ja), a drudzy zarzucają mu banał i egoizm. Po dobrej „Morfinie” i lepszym „Królu” zapraszam Was na recenzję książki, która jest dla mnie powieścią totalną. Nikt nie powiedział mi, że opowiedzieć o niej będzie łatwo, jednak spróbuję.
Dwie płaszczyzny czasowe: rok 1906 i 2014. Szeroka przestrzeń czasowa, na tle której losy dwóch rodzin przeplatają się ze sobą. Nie będę wymieniać bohaterów powieści z imienia i nazwiska, gdyż jest ich tutaj za dużo. Josef, kilkuletni chłopiec, zupełnie niczego nieświadomy, wraz z tytułowym Drachem przygląda się świniobiciu. Jest październik roku 1906, a ryk zażywanego zwierzęcia powróci do niego kilkanaście lat później. Drugim bohaterem, na którego chciałabym zwrócić uwagę, jest Nikodem. Ten mężczyzna nigdy nie był w wojsku, na co dzień pracuje jako architekt. Obecnie rozstaje się z żoną, aby ułożyć sobie życie z inną kobietą. Z poprzedniego związku ma pięcioletnią córkę. Drach jest świadomy tego, że ta nowa dziewczyna coraz bardziej wymyka się Nikodemowi. Losy tych dwóch rodzin, podłe, smutne i tragiczne, pełne cierpienia, i utraconych marzeń, które nigdy się nie spełnią, splotą się w jedną całość. Drach natomiast wie o nich, patrzy i widzi wszystko, zna przeszłość i przyszłość, jednak dla niego wszystko zdaje się mieć miejsce teraz.
W tej książce na uwagę zasługuje jeden, zapewne celowy zabieg zastosowany przez autora. Brak chronologii, to powieść zupełnie nie uporządkowana. Znajdujemy się w roku 1906, aby za moment przenieść się w czasie do roku 1932 lub współcześnie - do 2014, i towarzyszyć Nikodemowi w różnych dwuznacznych sytuacjach ze swoją kochanką, z którą mieszka. Nieuporządkowanie fabuły pod względem chronologicznym uważam za psikus ze strony autora. Taki zabieg powoduje, że czujemy się coraz bardziej zagubieni, czytając tę książkę. Nie jest to jednak odosobniony przypadek zagubienia, o czym pozwolę sobie wspomnieć nieco później.
Bardzo podobało mi się podejście autora do tematyki czasu. Matka Ziemia, będąca także narratorką powieści, zupełnie nie przejmuje się upływem czasu. Nie ma on dla niej bowiem żadnego większego znaczenia. Zarówno człowiek, jak i rzeczy materialne, które w znacznej części sam wytwarza, nie mają w kontekście globalnym większego znaczenia. Ktoś się rodzi, ktoś umiera, a ktoś ma problem z alkoholem. Po co to wszystko? Takie właśnie podejście autora do tematu doskonale ukazuje nam, ludziom, jak paradoksalnie niewielki wpływ mamy na otaczającą nas rzeczywistość. Jesteśmy istotami myślącymi, twórczymi (weźcie pod uwagę chociażby wszystkie wielkie wynalazki), jednak nie mamy zbyt wielkiego wpływu na przyszłość świata. W porównaniu do dziejów Ziemi jesteśmy jedynie niewiele znaczącym punktem, małą plamą na jej powierzchni. Na co dzień zajmujemy się wieloma rzeczami, które w szerszej perspektywie nie są zbyt istotne. Każdy z nas przecież i tak kiedyś umrze. Przytoczę zdanie, które bardzo często pojawia się na kartach tej książki:
„To wszystko nie ma znaczenia”.
Myślę, że każdy człowiek powinien przeczytać tę książkę, chociażby po to, aby uświadomić sobie swoją małość wobec Wszechświata. To on jest potęgą, a my istotami, które jedynie na moment odgrywają w jego dziejach znaczącą rolę.
Powieść ta, podobnie jak poprzednie w całym dorobku Szczepana Twardocha, wymaga skupienia od czytelnika, nie należy wcale do łatwych tekstów. Występują w niej liczne wtrącenia z gwary śląskiej oraz rozmówki w języku niemieckim, którego ja niestety nie znam. Dodatkowo autor nie ułatwia nam zadania, gdyż wspomniane rozmowy nie są przetłumaczone. Łatwo jednak możemy domyślić się z kontekstu późniejszych rozmów, o co chodzi. Jak się okazało, był to zabieg celowy ze strony autora, abyśmy jako czytelnicy poczuli się jeszcze bardziej zagubieni.
Książkę uważam za najlepszą spośród tych autorstwa Szczepana Twardocha, które do tej pory miałam okazję czytać. Odradzam zaglądanie do wielu recenzji, ponieważ zdradzanie jakichkolwiek szczegółów zawartych w niej w ogóle nie ma w tym przypadku znaczenia. Oficjalnie mogę ogłosić, że „Drach” będzie jedną z najlepszych powieści tego roku. Polecam bardzo serdecznie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz