Gatunek - science fiction
Liczba stron - 480
Rok wydania - 2022
Wydawnictwo - Filia
Ocena - 8/10
Trwająca od dwóch lat pandemia koronawirusa znacząco zmieniła funkcjonowanie społeczeństwa. Przymusowo wpisała się w codzienność ludzi. Wiele osób odczuwa uzasadnione zmęczenie tym zjawiskiem. Co by się jednak stało, gdyby pewne wydarzenia w ogóle nie miały miejsca albo potoczyły się zupełnie inaczej? Między innymi o tym można przeczytać w najnowszej powieści science fiction Remigiusza Mroza, „Projekt Riese”.
Kilkoro turystów postanawia odwiedzić największy i zarazem najbardziej zagadkowy budynek, którego przeznaczenie do dziś pozostaje nieznane. Niestety, podczas zwiedzania tuneli tej budowli dochodzi do trzęsienia ziemi, wskutek którego część kompleksu uległa zawaleniu, odcinając tym samym przybyszy od świata. Nikt ich nie uratuje. Robią wszystko, by przetrwać pod ziemią. Wkrótce zdają sobie sprawę z tego, że na powierzchni musiało się wydarzyć coś, co zmieniło świat. Ten im znany już nie istnieje. Oni natomiast są jedynymi ocalałymi z kataklizmu.
Powieść reprezentuje gatunek fantastyki naukowej. Można to rozpoznać natychmiast, już po pierwszym zdaniu. Autor przedstawia w niej alternatywną wizję świata. Nie brakuje także niezwykle aktualnego wątku pandemii koronawirusa. Autor nie ma jednak zamiaru niepokoić zmęczonych sytuacją osób. Przedstawia jedynie hipotetyczny scenariusz rozwoju tego zjawiska oraz jego możliwe skutki. Mógł sobie na to pozwolić, gdyż fantastyka naukowa pozostawia pisarzom nieograniczone pole twórcze.
Warto odeprzeć argumenty, jakoby Remigiusz Mróz poszedł po linii najmniejszego oporu, wybierając pandemię jako element fabularny. Podobne przypadki miały już miejsce w innych powieściach. Wizja przyszłości, którą snuje autor na kartach powieści, jest niepokojąca, przygnębiająca i bardzo ponura. Czym tak naprawdę jest pandemia i jaką rolę odgrywa w fabule? Odpowiedź na to pytanie można znaleźć w książce.
Ważnym elementem powieści jest jej atmosfera. Do fikcji dołącza także element grozy. Przestronny kompleks, którego zawalona część odcięła grupę ludzi od rzeczywistości, to jedynie początek większej całości. Mroczna, niepokojąca atmosfera gęstnieje z każdą kolejną stroną, potęgując tym samym poczucie klaustrofobii i osaczenia. Wszelkie próby ucieczki pełzną na niczym. Czytelnik już od pierwszego rozdziału zostaje wrzucony na głęboką wodę. Motyw znany z filmów katastroficznych - najpierw trzęsienie ziemi, potem napięcie rośnie. To zdaje się osiągać apogeum i trwa do samego końca. Sztuką jest utrzymać zainteresowanie odbiorcy na jednym poziomie. Jednocześnie obok przerażenia pojawia się narastająca ciekawość dalszego rozwoju akcji.
„Projekt Riese” Remigiusza Mroza to lektura, której nie sposób odłożyć, gdyż powoduje to frustrację. Jakkolwiek strasznie to zabrzmi, to pandemia sprawiła, że ta książka jest tym, czym jest. Zamysł pierwotny wyglądał nieco inaczej. Istotną rolę w powieści odgrywa także polityka. W okolice podziemi jednak lepiej nie zapuszczać się samotnie, gdyż - jak przekonuje autor - „Są światy, z których się nie wraca”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz