czwartek, 4 lipca 2019

"Coma"-Robin Cook

Autor-Robin Cook
Tytuł-"Coma"
Gatunek-thriller
Liczba stron-324
Wydana-2018
Ocena-7/10





















Witajcie w nowej recenzji. Najwyższy czas już opowiedzieć Wam o moim kolejnym odkryciu. Kolega "po fachu" i po piórze Tess Gerritsen. Właśnie zorientowałam się, że przeczytałam debiutancką powieść tego autora, uważanego za mistrza thrillerów medycznych, bo mistrzynię już mamy. Ne jestem w stanie tego stwierdzić w jego przypadku po dwóch tytułach (w sierpniu Epidemia"), bo nie wiem, jak wygląda sytuacja z Michaelem Palmerem. Na razie wstrzymam się więc z potwierdzeniem takiej opinii. Autor jest oczywiście lekarzem, w swoich książkach opiera się na osiągnięciach współczesnej medycyny oraz wykorzystuje w nich także własne doświadczenie zawodowe. Ten tytuł możecie kojarzyć z filmu w reżyserii Michaela Crichtona (tak, tego od "Parku Jurajskiego"). Zapraszam na recenzję. 


Memorial Hospital w Bostonie to szanowana placówka, z której pacjenci zazwyczaj wychodzą szczęśliwi. Jednak dla kilkunastu innych nowo przyjętych osób pobyt w tym miejscu kończy się nader tragicznie. Z nikomu nieznanych przyczyn zdrowi ludzie zupełnie niespodziewanie zapadają w śpiączkę Susan Wheeler, młoda i ambitna studentka medycyny postanawia zbadać całą tę dziwną sprawę. Kobieta za wszelką cenę usiłuje wyjaśnić prawidłowość, jaka może tu zachodzić, a wraz z nią ustalić przyczynę fatum ciążącego nad pokojem zabiegowym numer osiem. Dalsze ustalenia prowadzą do pewnej ponurej afery i tajnej organizacji działającej na terenie tamtejszego szpitala.

Niestety nie podobała mi się postać Susan. Autor przeszarżował w kreacji tej bohaterki. Studentka odbywająca praktykę dopiero nabiera doświadczenia, powinna się dostosować do panujących zasad i słuchać rad, wskazówek starszych. Tymczasem Susan ma za nic zasady, robi co chce, jest pyskata i lekko nieokiełznana. Nigdy nie uwierzę w to, że tak młoda osoba, bez zawodowego doświadczenia z dnia na dzień zwietrzyła spisek, którego nie rozgryźliby doświadczeni lekarze. Jest to niestety postać mało wiarygodna i przekoloryzowana. 

Kolejną rzeczą, do której mogę się przyczepić jest początek. Potraktowałam go jako wstęp, ale dłużył mi się on  nieco. Zdecydowanie lepiej wypada tutaj wspomniana już "Epidemia".

Zapewne nie sięgacie po ten gatunek z uwagi na skomplikowaną terminologię? Cóż, to element nieodłączny. Osobiście nie miałam z nią problemu, dla mnie nie jest trudna. Być może dlatego, że od dziecka tym wszystkim się interesowałam. Nazwy leków to jeszcze nic! Żadna nazwa nie przebije licealnego NADPH (fosforan dinukleotydu nikotynoamidoadeninowego). Dla Was nudne, na mnie to nie robi wrażenia. Zastanawia mnie natomiast samo miejsce akcji. Czy Boston już nie kojarzy Wam się jednoznacznie z pewną autorką?

Elementem, na który muszę zwrócić uwagę, jest zakończenie. Na tle całości wydaje się być ono najmocniejszą stroną tej powieści. Zdziwiłam się. Wyglądało tak, jakby autor celowo czegoś nie dopisał i pozostawił je otwarte.

Książkę uważam za dobrą. Nie mogę jeszcze nazwać Robina Cooka mistrzem gatunku. Dajcie znać, które tytuły Wy polecacie. W sierpniu "Epidemia", a "Comę" możecie sprawdzić. Nie daję jednak żadnej gwarancji, że się spodoba.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz