poniedziałek, 31 października 2022

Targi Książki w Krakowie - podsumowanie | Macie na co czekać!

 Nowy miesiąc, nowe wyzwania, nowe recenzje i książki, o których wkrótce poczytacie. 29 i 30 października wybrałam się na Targi Książki do Krakowa. Rzadko wychodzę z domu (muszę mieć solidny powód, nie lubię się włóczyć bez celu), ale to wydarzenie stało się w życiu Skazanej tradycją. Gdzie byłam? Co kupiłam? Kogo poznałam i z kim rozmawiałam? Przed Wami podsumowanie wydarzenia!


Sobota, czyli najwięcej rozchwytywanych nazwisk.

- zdążyłam do Szczepana Twardocha. Pandemia w 2020 przytłumiła moją spostrzegawczość, więc zaopatrzyłam się w dwie książki.
- nie ruszałam się z miejsca, czekając na Roberta Małeckiego, który przeniósł się do Wydawnictwa Literackiego. Pogadaliśmy, autograf jest.
- uczestniczyłam w spotkaniu autorskim z Wojciechem Orlińskim, który w tamtym roku - kto tu zagląda, ten wie - powalił mnie na kolana biografią Stanisława Lema. Co prawda autor spóźnił się na stoisko, ale zdążyłam zrealizować plan targowy.
- trzeba było odwiedzić Artura Urbanowicza, z którym już się znamy. Obowiązkowo musiałam tam pójść z „Demanem”. 
- uczestniczyłam też w spotkaniu autorskim ze Stefanem Dardą. Mam drugi tom cyklu „Przebudzenie zmarłego czasu” (będą cztery). 
- w przerwie poszłam kupić biografię Michela Houellebecq'a, o której wspominałam w premierach października. Do tego doszło jego „Unicestwianie” (bo mnie już nosiło!) i „Lata” Annie Ernaux. Lektury obowiązkowe.
- niedziela była spokojniejsza. Na początek Marcin Meller, na którego książkę czaiłam się od kilku miesięcy. Wcześniej, niż było to w planie, znalazłam Mariusza Szczygła, którego najpierw nie było (i dostał za to Nike), a teraz mamy „Fakty muszą zatańczyć”, które pokazują, że jednak jest. Na koniec Przemysław Borkowski, zdążyłam w ostatniej chwili. „Wieża strachu” była jedyną książką, której nie musiałam kupować.

Cieszę się, że trwająca pandemia nie wpłynęła na ceny książek. Na targach można je nabyć taniej niż w księgarniach. Ja rzadko kupuję książki, bo część znajduję sama, a część dostaję od wydawnictw do recenzji. Jeśli już kupuję, to są to konkretne tytuły, nie ulegam impulsom, wszystko mam przemyślane. Format papierowy jest wyjątkiem od reguły w przypadku braku innych lub - tak jak to bywa przy spotkaniach - zostaje podyktowany chęcią zdobycia autografu. Dwa tygodnie przed takim wypadem już tworzę listę, do kogo się udać i nie, nie nabyłabym wszystkich książek świata (przecież nie znoszę romansów!)...

A nabytki prezentują się tak:









Od razu zaznaczę, że w tym miesiącu czeka Was recenzja „Wieży strachu”, za której egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Czwarta Strona. 

Dajcie znać, która z tych książek Was interesuje - od tej zacznę, ale najwcześniej w styczniu pojawi się jej recenzja.

Do przeczytania!

A.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz