Tytuł-„Upiory spacerują nad Wartą”
Gatunek-kryminał
Wydana-2019
Ocena-8/10
Witajcie w nowym wpisie. Dziś powracam do temu zbrodni, czyli jednego z tych, w którym zdecydowanie czuję się najlepiej. Moje środowisko naturalne. Niedawno w księgarniach pojawiło się wznowienie pierwszego tomu serii kryminalnej jednego z naszych najlepszych twórców. Nie wyrabiam za autorem, nie jestem na bieżąco. Kiedyś nadrobię. Dziś zapraszam Was na tom pierwszy, poznajcie więc Teofila Olkiewicza. Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem Muza.
Rok 1985, Poznań. Na brzegu Warty zostają odnalezione zdekapitowane zwłoki kobiety. Milicja Obywatelska ma niemały problem. Co z tego, że głowa została odnaleziona, jeśli - o zgrozo - nie pasuje do ciała? Mieszkańcy popadają w panikę i nie ma czemu się dziwić. Być może w okolicy grasuje seryjny morderca, spragniony krwi? Tymczasem grupa śledczych z Wojewódzkiej Komendy MO pod kierownictwem kapitana Marcinkowskiego ma ogrom pracy. Na domiar złego okazuje się, że władza oczekuje szybkich rezultatów, a inspiracją dla mordercy stały się krwawe horrory z krajów kapitalistycznych. Czy poznańscy funkcjonariusze MO schwytają mordercę, zanim polecą nowe głowy?
Wiecie co? To jest kryminał neomilicyjny, retro również, bo mowa tu o przeszłości. Moje pokolenie ma to szczęście, że urodziło się po upadku komunizmu. Nie mam pojęcia, co myśleć o tym okresie. Na historii słyszałam, że było bardzo ciężko, bo pustki wszechobecne. Od rodziców, że: „Za komuny było lepiej, bo pilnowano porządku i wszystko było lepsze, chociaż trudno dostępne”. Z książek natomiast wyłania się obraz pierwszej strony. Wnioskuję więc, że nie chciałabym żyć w takich czasach.Czasem akcji tego kryminału jest rok 1985, czyli jeszcze komuna. Bardzo dobrze zostały odwzorowane realia tego okresu. Kartki, peweksy, puste półki sklepowe (moja pierwsza wersja), przydziały na auto, papierosy. Do tego oczywiście wypijana litrami wódka (ona mi się bardziej kojarzy z PRL-em właśnie) w towarzystwie zagryzki (ten przysłowiowy śledzik, który lubi pływać). Teraz, moim zdaniem, ludzie tak nie piją, jak kiedyś. Coś tu się zmieniło. Widzę różnicę.
W tej PRL-owskiej bezpiece wydarzyła się również zbrodnia. Wiecie, jak wtedy władza postępowała z obywatelami - nikt się zbytnio trupem nie przejmował. Na co dzień niejeden człowiek ginął. Tutaj zastanawiamy się oczywiście, kto i dlaczego zabił. Wszystkie wątki splotły się w dobrze skrojoną całość. Czułam się zaintrygowana.
Zapytacie o bohaterów? Teofil mnie jeszcze do siebie nie przekonał, więc dam mu czas. Może w kolejnych tomach będzie lepiej.
Książkę polecam, podobała mi się. Ja kiedyś Ryszarda Ćwirleja zbyt szybko skreśliłam, sądząc, że to nie moje klimaty. Teraz z każdą kolejną książkę przepraszam naszego autora. Polecał Bartosz Szczygielski, polecam i ja. Co prawda nie wyrabiam z tempem czytania kolejnych tytułów, ale to nie zmienia faktu, że sięgając po „Upiory...”, przeczytacie dobrą literaturę. Dla takiej jestem, żebyście wiedzieli, na co polować.
Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Muza.
A wiesz, że nigdy nie miałam książki tego autora? Aż jestem w szoku, że mogłam tak to pominąć. A rodaków na pewno będę wspierać i chętnie poczytam sobie o nim i jego powieści. Książkę widziałam już gdzieś, ale nigdy o niej nie czytałam więc fajnie, że trafiłam właśnie na Twój post :) Lubie kryminały, więc to powieść na pewno dla mnie ☺
OdpowiedzUsuń