Tytuł-„Andyjski dysk‟
Gatunek-science fiction
Liczba stron-612
Wydawnictwo-Novae Res
Wydana-2020
Ocena-4/10
Archeologia to dla wielu z nas czarna magia. Zastanawiające jest, jak ekspertom udaje się odczytać przeszłość z dopiero co znalezionych szczątków. Przeciętny człowiek niewiele wie z tej dziedziny. Zainteresowany tematem będzie czytać publikacje i przekopywać się przez źródła na wszelkie możliwe sposoby. Wydawałoby się, że z pomocą przychodzi niniejszy debiut autora. Spieszę jednak ostrzec, że oczekiwania w zderzeniu z rzeczywistością będa drastycznie się różnić.
Lata 20., wiek XX. Młody archeolog i etnolog, Tadeusz, wyrusza wraz z naukowcami na misję badawczą do Peru. Celem wyprawy jest odnalezienie ruin budowli wykonanej przez rdzenny lud. Okazuje się, że ówcześni ludzie stworzyli pojazdy napędzane energią słoneczną. To odkrycie może wiele zmienić. Tadeusz dowiaduje się, że pewien fizyk jądrowy ma za zadanie pozyskać technologie starożytne i wykorzystać je w znany tylko sobie sposób. Polski badacz robi wszystko, aby pokrzyżować te plany.
Podczas lektury tej książki, dwie rzeczy rzucają się w oczy niemal natychmiast. Jedną z nich jest skrajnie egocentryczna i irytująca postać Tadeusza. Wykorzystywanie posiadanej wiedzy nigdy nie jest błędem, ale gdzieś są granice! Ten bohater zdaje się nie mieć żadnych. Posiada wiedzę z kilku dziedzin (typowe dla archeologów). Zna odpowiedź właściwie na każde zadane mu pytanie. Odpowie niezwłocznie, bez analizy faktów. Takie zachowanie jedynie odrzuca od bohatera, zamiast wzbudzać w Czytelnikach sympatię. Zarozumiałość poraża. Tadeuszowi wydaje się, że bez niego nikt nie da sobie rady. Takich postaw należy unikać na co dzień.
Drugą wadą tej książki jest styl autora. Właściwie go nie ma, przepadł w gąszczu niepotrzebnych słów. Daleko mu do literackiego. Z tego powodu lektura jednym może dłużyć się w nieskończoność. Inni odłożą go i już nie wrócą. Pominę wzmianki z dziedziny. W książce występują określenia, które nie pasują do całości. Myślę, że ta książka powinna być ponownie zredagowana przed wydaniem.
„Andyjski dysk‟ Czesława Kierzka to prawdopodobnie najsłabszy debiut tego roku. Książka bez polotu. Pomysł był ciekawy, wykonanie zmiażdżyło wszelkie pozytywne aspekty książki. Wszystko odmieniane jest tu w stopniu najwyższym. Nie wiem, z czym mogłabym porównać ten tytuł. Najwyższy stopień osiągnięła także próba zabawy w literata. Niestety, osobiście nie polecam. Nie ponoszę również odpowiedzialności za wrażenia po lekturze.
Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Novae Res.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz