Tytuł - „Berdo”
Gatunek - sensacja
Liczba stron - 464
Rok wydania - 2024
Wydawnictwo - Filia
Ocena - 5/10
„Każdy z nas ma jakieś berdo, na które musi się wspiąć.”
Pora spakować plecaki, założyć odpowiedni ubiór i wybrać się po raz dziewiąty w góry z niesfornym, wzbudzającym skrajne emocje komisarzem Wiktorem Forstem. Tym razem zmienia się jedynie obiekt, a wraz z nim do odnalezienia także „Berdo” Remigiusza Mroza.
W Bieszczadach zostały odkryte niemożliwe do zidentyfikowania zwłoki. Wszystkie mają wypalony między oczami symbol. Śledztwo prowadzone przez miejscową policję zupełnie stoi w miejscu, mundurowi nie radzą sobie ze sprawą. Z biegiem czasu przybywa jedynie ofiar, ubywa natomiast czasu, sposobów a udzielenie pomocy i osób. Nie działają apele, a komenda główna odmawia podjęcia kroków w celu rozwiązania sprawy. Jedynym, kto może to zrobić, jest Wiktor Forst, przebywający na wygnaniu Wiktor liczył na spokój. Trawiący go żal po stracie, nie ustępuje. Komisarz miał nadzieję zaleźć azyl w podupadającej chacie pewnej starej kobiety, w zamian zajmując się jej gospodarstwem. Na nadziei się skończyło. Bezlitosna rzeczywistość zmusza go do powrotu na służbę, od której tak bardzo chciałby odpocząć. Tylko czy będzie mu to dane?
Dziewiąta odsłona serii ma swoje plusy i minusy. Widać, ze to góry i okoliczności wzywają komisarza do pracy. On sam jest już wyczerpany i najchętniej pożegnałby się z życiem gdzieś na odludziu. Przeszedł swoje, wychodził obronną ręką z najgorszych opresji. Ten ostatni fakt pozostawia wiele do życzenia w kwestii realizmu fabularnego. Czytelnik buszujący w kryminałach natychmiast wyłapie sztuczną dramaturgię w jednej ze scen i przewidzi najbliższe wydarzenia. Nie o to chodzi w dobrze skonstruowanej powieści. Innym elementem, który ten wyłapie, jest przekraczanie możliwości zdrowia fizycznego bohatera. Po tym, co spotkało Wiktora, ostatnią rzeczą jest samotne wyjście na szczyt, podczas którego buntuje się wysłużone ciało. W tym przypadku powieść przypomina próbę udowodnienia swojej niezniszczalności. To zbyt piękne, żeby mogło wydarzyć się naprawdę.
Ten tom serii w pewnym stopniu jest interesujący. Inna lokacja, nowa sprawa, która zdaje się trzymać Wiktora przy życiu, ale na tym koniec. Jakość spada wraz z ilością, a powinno być po równo. Zrezygnowany Forst, dodatkowo heroinista, nie mogący i nie chcący wyrwać się z nałogu, bardziej przypomina wrak człowieka, którym kiedyś jeszcze był. To również działa na niekorzyść tomu, w którym ewidentnie obserwujemy stopniowy upadek bohatera.
Dalsze losy Wiktora Forsta można śledzić z uzasadnionym niepokojem i uczuciem wypalenia. Pomysł na fabułę to nie gwarancja dobrego kryminału. Brakuje werwy iskry. Bieganie po górach to za mało, aby zachęcić. Co będzie dalej? Nie wiadomo, jednak ta zmiana lokacji wyszła komisarzowi na dobre tylko w pewnym stopniu.
„Berdo” Remigiusza Mroza można traktować jako jeden z elementów serii, świadczących o jej wypaleniu lub obumarciu. Widać, że jest to powieść pisana na siłę, chociaż nad autorem nikt nie stoi. Ta część ma sobą niewiele do zaoferowania na tle całej serii, która - w trosce o jej jakość - powinna zakończyć się na tomie szóstym. W ciągu dalszym przypomina rozgotowany makaron. Sięgając po ten tom, istnieje ryzyko rozczarowania, które prędko nie mija.
Z Mroza najbardziej lubię Chyłkę, ale mam wrażenie, że im dalej w las tym gorzej.
OdpowiedzUsuńA Frosta może nadrobie