środa, 13 maja 2020

„Miasteczko Rotherweird”-Andrew Caldecott | Mieszanka dla każdego?

 
Autor-
Andrew Caldecott
Tytuł-„Miasteczko Rotherweird”
Gatunek-obyczajowa
Liczba stron-628
Wydana-2020
Wydawnictwo-Zysk i S-ka
Ocena-6/10


















Literatura angielska rządzi się swoimi prawami. Jej miłośnicy przyzwyczajeni już są do klasycznych opowieści okraszonych pozytywnym przesłaniem, w duchu Jane Austen. Tamte historie koiły serca, przynosiły wyraźnie odczuwalną ulgę. Na tym jednak nie koniec. Do kanonu literatury brytyjskiej zalicza się również seria powieści przygodowych o Sherlock'u Holmesie. To on przetarł szlaki pozostałym twórcom. Dziś przed Wami pierwszy tom cyklu przygodowego, będącego mieszanką gatunków. Wersja „Harry'ego Pottera” dla dorosłych. Jak wypadła?
Wiek XVI, rok 1558. Brytyjska królowa zsyła na wygnanie dwanaścioro dzieci. Są one obdarzone wyjątkowymi zdolnościami. Cała okolica boi się ich i  woli zbytnio nie wchodzić im w drogę. Czterysta pięćdziesiąt lat później w Wielkiej Brytanii zachodzą drastyczne zmiany. Kraj rządzi się swoimi prawami, jest odcięty od reszty świata. Nie wiadomo, co działo się w miasteczku wcześniej. Zakazuje się badania jego dziejów. Dopuszczalna jest analiza wydarzeń po roku 1800, ale dlaczego? Na to pytanie będzie musiał znaleźć odpowiedź pewien nauczyciel historii współczesnej, który ostatecznie ginie w niewyjaśnionych okolicznościach. Miasteczko interesuje również pewnego miliardera. Czy komuś uda się dowiedzieć, co wydarzyło się w mieście czterysta pięćdziesiąt lat temu?

Książkę trudno jest jednoznacznie zaszufladkować. Autor zaserwował mieszankę gatunkową. Podobno to fantastyka, w co wątpię. Nie ma jej tu zbyt wiele. Obok co prawda znajduje się kraina z gatunkami nietypowych roślin. Jeden element nie decyduje o przynależności gatunkowej utworu. Nie wiem, gdzie go zaliczyć. Czytelnik z całą pewnością wciela się w rolę detektywa, próbując rozwiązać tajemnicę sprzed lat i nie tylko. Dlaczego badanie dziejów Rotherweird jest przez pewien czas zakazane? Czym jest Stracona Mila? I dlaczego skazano na wygnanie akurat te dwanaścioro dzieci? Jakie moce musiały posiadać pomioty szatana, jak je wówczas nazywano? Odpowiedzi na te i wiele innych nurtujących pytań odnajdziecie na kartach książki.

Jeśli nie fantastyka, to co? Również nie kryminał. Strzelałabym tutaj w opowieść obyczajową. Można w niej odnaleźć wiele elementów związanych z relacjami międzyludzkimi. Dużo się dzieje, momentami jest nawet dosyć dziwnie. Czuć, jakbyśmy przenieśli się w czasie do innej epoki. Z pewnością nie będzie to science fiction (rok 2008 jest już za nami). Dylemat pozostaje. Ta książka jest mieszanką gatunkową. Granica, która pozwalałaby mi wyodrębnić jeden główny, bardzo łatwo się zaciera. Ten fakt utrudnia mi określenie gatunku, co jest przykre.

Znalazłam, niestety, minus, który rzuca nam się w oczy niemal od razu. Z tej powieści wyszły sardynki w puszce. Przeładowanie galerią bohaterów przybija. To opowieść wielogłosowa. Sam historyk został jakby pominięty w całości, a przecież to on był jedną z najważniejszych postaci. Dodatkowo wszyscy bohaterowie nazywają się bardzo podobnie. Łatwo można się zgubić, chcąc zidentyfikować daną postać.

„Miasteczko Rotherweird” Andrew Caldecotta to opowieść nieco gotycka. Inna niż wszystkie, rzeczywiście w duchu powieści J. K. Rowling, jednak z niedostateczną porcją magii. Być może autor nam to zrekompensuje w kolejnych tomach cyklu. Pomimo tego, że jestem nieco rozczarowana, książka była dobra. Myślę, że miłośnicy dobrze skrojonych historii będą zadowoleni, odnajdą w niej coś dla siebie.



Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Zysk i S-ka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz