środa, 20 stycznia 2021

🎤 „Dobry człowiek zawsze przegra, bo ma sumienie.” - wywiad z Katarzyną Bondą!

Nowy rok to postanowienia, plany i moc wydarzeń w literackim świecie. W pierwszej tegorocznej odsłonie cyklu rozmów z twórcami nadeszła pora na jedno z najbardziej znanych nazwisk polskiego kryminału. Przed Wami...



Fot. Łukasz Dziewic





KATARZYNA BONDA - pisarka i scenarzystka, z wykształcenia dziennikarka. Autorka bestsellerów: „Pochłaniacz” (2014), „Okularnik” (2015), „Tylko martwi nie kłamią” (2010). W listopadzie 2020 roku ukazała się jej najnowsza powieść, „Miłość czyni dobrym”, będąca jednocześnie drugim tomem trylogii „Wiara, Nadzieja, Miłość”.

Pani najnowsza trylogia pt. Wiara, Nadzieja, Miłość jest inspirowana prawdziwymi wydarzeniami. Poprzednie książki to fikcja literacka. Skąd ta zmiana?
Trylogia Miłość leczy rany, Miłość czyni dobrym i Miłość pokonuje śmierć to mój kryminalny eksperyment. Wcześniej pisałam kryminały z klasycznym bohaterem pozytywnym - detektywem, a dokładniej profilerem. Rozwiązywał zagadkę, czytelnik podążał jego śladem, aby złapać złoczyńcę. Pomyślałam, że byłoby ciekawe sprawdzić, jak taka historia wygląda od tej drugiej strony - poszukiwanego niegodziwca. W każdej z tych powieści wiemy więc od razu, często od pierwszej strony, kto dokonał przestępstwa - w pierwszym tomie to morderca, w drugim oszust - ale cała intryga zasadza się na znalezieniu odpowiedzi na pytania jak to się stało, że człowiek, zwykły, taki sam jak my, staje się sprawcą przestępstwa. Co go popycha do zbrodni, jakie okoliczności muszą zajść, aby zdecydował się przekroczyć cienką czerwoną linię, co mu to daje, jaki rodzaj motywacji mu przyświeca i wreszcie - chyba najważniejsze - jaką cenę płaci za bycie tym „złym”. To jest seria bardzo wyjątkowa i przyznaję, że bliżej im do klasycznych powieści niż do kryminału, ale taki też był zamysł artystyczny. To, co wyróżnia tę trylogię od innych to praca na prawdziwym materiale - na aktach sądowych. Uznałam, że nie jestem w stanie wiarygodnie opowiedzieć o złoczyńcy, gdyż staram się być w swoim życiu uczciwa i kierować się dobrymi, a nie złymi pobudkami, tak więc wejście w świat bohatera negatywnego było dla mnie dodatkową pisarską przygodą - oznaczało eksplorację archetypów ludzkiego cienia. Wiele się dowiedziałam dla moich bohaterów kryminałów z Saszą i Meyerem, podczas pracy nad tymi książkami. A dodatkowo mogłam sobie pozwolić na bardziej epicki, potoczysty zapis, który wcześniej nie był możliwy do użycia, bo gatunek tego nie mieścił.

Jakie to uczucie pisać powieść opartą o prawdziwą historię?
Bardzo poważne obciążenie. Trzeba mierzyć się nie tylko ze sobą, iść za bohaterami, ale z tyłu głowy pamiętać, że ci ludzie naprawdę istnieją, mają rodziny, bliskich i żeby ich nie skrzywdzić. Jednocześnie przecież to fabuła, więc wkładam bohaterom do głowy myśli, przekonania, uczucia, których prawdziwe postaci mogły nie mieć, to jest moja optyka tej historii. To oznacza, że jeśli widzę, iż za bardzo oddalam się od prawdziwej historii, trzeba ją odwrócić, tak zamaskować, żeby prawdziwy człowiek był nie do zidentyfikowania, bo też liczą się tylko mechanizmy, prawdziwe jądro tej opowieści. Z drugiej strony trudność polega też na tym, żeby trzymać się ram tej historii, czyli nie mogę sobie pozwolić na bycie demiurgiem, jak zwykle to robię, że stwarzam ten świat od zera. ale już na początku znam zakończenie i do niego muszę dojść. To trochę jak wypełnianie kolorowanki. Bardzo ważne jest, aby kontury pozostały rzeczywiste, ale jednocześnie musi być w tym sztuka. To naprawdę bardzo ważne dla mnie doświadczenie pisarskie i cieszę się, że mogę sobie pozwolić na takie eksperymenty. Kiedyś pewnie byłoby to niemożliwe. Z zalet, to poszukiwanie magii w świecie, który nas otacza Takie ćwiczenia utwierdzają mnie w przekonaniu, że cokolwiek autorzy wymyślają na kartach powieści jest niczym w porównaniu do tego, co opowiada nam świat. Ten prawdziwy i to jest piękne.

Tytuł najnowszej powieści może zaskakiwać. Czy miłość rzeczywiście czyni dobrym, czy to tylko iluzja dobra?
W tej książce nie ma ani słowa o miłości. Tytuł jest przewrotny. Właśnie o tym opowiadam w tym tomie. Miłość to stan dobra. To zaufanie, spokój, współpraca i przyjemność. To, co serwuje innym Daniel Skalski, bohater tej opowieści, jest narkotykiem. To diler emocji - zgadza się. Bo wszystkie ofiary - czy to biznesmeni, kobiety, rodzina, dzieci, wspólnicy, a nawet Natasza, która na początku zakochuje się w Skalskim i jego idealnym wizerunku - chcą od niego tej adrenaliny, haju i odlotu. To książka o ludziach uzależnionych od tych emocji. Zatrzymam się tutaj, bo nie po to pisałam kilkaset stron, żeby teraz wyjaśniać finał. A jest on srogi, jak to zresztą miało miejsce w rzeczywistości.

Takich ludzi jak główny bohater jest więcej...
Ten, którego zdecydowałam się uczynić głównym bohaterem to człowiek sprytny, ambitny i pozbawiony skrupułów. Nie jest wybitnym intelektualistą, nie chce się rozwijać, uczyć, nigdy nie zrobił niczego dla innych. Interesuje go tylko gra. Za cel stawia sobie szybkie i wielkie pieniądze, bo chce się poczuć Kimś, przez wielkie „K”. Nie mam dla niego litości i nie szukam wyjaśnień, dlaczego taki się stał. Interesował mnie mechanizm jego działania oraz to, w jaki sposób zbudował swoje imperium. To historia wzięta z życia (jest to założenie serii Wiara, Nadzieja, Miłość, gdyż każda z nich inspirowana jest prawdziwymi wydarzeniami i aktami spraw) i nawet jego wrogowie, ludzie z organów ścigania dziwili się, jak człowiek bez wykształcenia zrobił taką „karierę”, bo była ona międzynarodowa. Szajka, w której działał to stado podobnych mu oszustów z Wielkiej Brytanii, Niemiec, Włoch, Szwajcarii, Holandii, Nowej Zelandii, Brazylii, Australii i innych krajów. Kiedy czytałam akta, nie wiedziałam, które nazwiska są prawdziwe, a które to jedynie fałszywe personalia. Śledczy, którzy pracowali nad tą sprawą, przyznawali, że sami nie mają pewności. Nie tylko Skalski (nazwisko zmienione) miał wiele fałszywych osobowości.

Jednak ta książka, w odróżnieniu od poprzedniej, zdaje się bardziej angażować czytelnika i zapada w pamięć.
Bardzo dziękuję za dobre słowo. Nie mnie to oceniać... Myślę jednak, że w przeciwieństwie do ciężkich przestępstw, zabójstw, gwałtów i innych niegodziwości, gdzie sprawca dokonuje uszczerbku na zdrowiu człowieka, tak naprawdę niewielu z nas takich urazów doświadcza i bardzo dobrze! Natomiast z oszustem i manipulatorem może i styka się każdy. Może nawet wiele razy w życiu. Czy to prywatnym, czy też zawodowo. Zresztą kłamstwo, iluzje, intrygi towarzyszą nam nieustannie każdego dnia i nikt nie jest od nich wolny. Powiedziałabym więc nawet, chociaż pewnie wielu osobom się to nie spodoba... Każdy z nas ma sporo pochowane za uszami... A w żarcikach jest tylko odrobina żartu, reszta to prawda. Kiedy zabierałam się za książkę o człowieku, który kłamstwa wypuszcza jak drzewo liście, nie mogłam tego w sobie pomieścić. Bardziej identyfikuję się z jego ofiarami niż z nim, a musiałam to jakoś zapisać. Być może to naiwne, ale całe życie sądziłam - gdyż jak wiadomo wychowano mnie na grzeczną dziewczynkę - że należy oceniać ludzi własną miarą. A więc przestępcy jawili się jako postaci z nieco innej planety. Agresja fizyczna, przemoc psychiczna, brak empatii, ból, lęk i narzędzia zbrodni... Tak zwykle wyobrażamy sobie szanującego się bandytę. Tymczasem psychopaci są wśród nas i większość z nich jest niezwykle czarująca. Nie wierzę, że nigdy w życiu nie została pani oszukana. Może pani nie odpowiadać...Ja kilka razy padłam ofiarą osób, którym zaufałam, wierzyłam w ich dobre intencje i dawałam się wodzić za nos. Kiedy zorientowałam się, że zostałam okradziona, wykorzystana i siedziałam w jamie z otwartą buzią, że wszystko wygląda inaczej, niż ja uważałam, a każde słowa i obietnice to była iluzja - było już za późno. Co gorsza zostałam z poczuciem winy, że sama sobie na to zasłużyłam, bo byłam naiwna i głupia. Tę książkę napisałam dla takich właśnie ludzi - dobrych ludzi, którzy dali się oślepić iluzjom mistyfikatora. Tacy ludzie są moim zdaniem o wiele bardziej niebezpieczni niż przestępcy grasujący w parkach czy ciemnych bramach, bo ich manipulacje trudniej wykryć. Działają w białych rękawiczkach i nie pozostawiają po sobie śladów zbrodni. Jedynym sposobem na ochronę przed nimi jest godność i jasne spojrzenie na sytuacje. Stąd też tytuł tej książki „Miłość czyni dobrym”, jest on oczywiście przekorny. To taki wytrych, jaki stosują psychopaci, by uwikłać dobrego człowieka. 

Co jest Pani zdaniem lepsze: najgorsza, najbardziej bolesna prawda, czy idealne kłamstwo, którego nikt nie wyczuje?
Czasami, kiedy naprawdę nie chcemy kłamać, lepiej jest już milczeć.  Nie każdy bowiem jest gotów na przyjęcie bolesnej prawdy. To jak ze spotkaniem mistrza. Przychodzi dopiero, gdy uczeń jest gotów. A każdy z nas może iść tylko własną ścieżką. Nie należy oceniać nikogo i z nikim się porównywać. Kiedy więc mam dylemat: powiedzieć o zdradzie, niegodziwości, wytknąć fałsz, a wiem, że ta osoba nie jest gotowa na przyjęcie tych danych, milczę i czekam, obserwuję. W pewnym momencie przychodzi czas i to się czuje. Natomiast nie wierzę w słodkie kłamstwo jako plasterek na smutki. Wolałabym gorzką, bolesną prawdę, ale to moja osobista opinia, bardzo zresztą subiektywna percepcja.

Skąd w człowieku bierze się zło?
Z braku miłości. Bo miłość jest dobrem. Kiedy człowiek nie kocha siebie, nigdy nie doświadczył dobra ze strony bliskich albo też został oszukany, przechodzi na ciemną stronę mocy. Na szczęście to nie jest droga nieodwracalna. Wystarczy kochać. I nie mówię teraz o romansach, pożądaniu czy związku. Mówię o zakochaniu się w życiu, cenieniu go i cieszeniu się tym, co los daje. To jest właśnie w mojej opinii dobro. Tak należy żyć, a wtedy los oddaje z nawiązką.

Czy da się w jakikolwiek sposób ustrzec przed ludźmi pokroju głównego bohatera?
Sądzę, że by dostrzec manipulacje, wystarczy być szczerym wobec siebie. Nie przyjmować prezentów, na które się nie zasłużyło. Czy idzie o rzeczy materialne, czy też komplementy. oszuści są mistrzami w karmieniu naszego ego. W ten sposób zdobywają zaufanie. Nie należy być chciwym: czy idzie o uczucia, pieniądze, czy próżność. A jak już się wpadnie w sidła? Odejść od stołu gry. Nie chcieć go pokonać, mścić się, zwyciężać nad nim. Dobry człowiek zawsze przegra, bo ma sumienie.

Wiem, że pisząc, odcina się Pani całkowicie od świata zewnętrznego. Czy późniejszy powrót do rzeczywistości, po dziennej porcji pisania, jest trudny?
Trudniej jest wejść w fabułę. Kiedy historia dobrze się rozwija, nie bardzo mam ochotę z niej wychodzić. Tutaj widzę o wiele większy problem. Zmuszam się do tego, by udawać, że żyję jak inni. :)

Czy łatwo jest wejść w umysł i sposób myślenia oszusta?
To było megatrudne. Musiałam przeczytać 120 tomów akt. I wciąż niewiele rozumiałam. Refleksje zaczęły się pojawiać dopiero, kiedy zaczęłam pisać. Tak jest zawsze. Nie rozumiem, jestem przerażona historią, ona mnie przerasta, a kiedy zaczynam pisać, wszystko się układa. Czasami żartuję, że myśli układają mi się dopiero, kiedy zapisuję. 

Co jest dla Pani najważniejsze podczas pracy nad książką, zanim ta trafi w nasze ręce?
Żeby dać czytelnikowi coś, czego jeszcze nie było. Zrobić niespodziankę, prezent. Lubię też, kiedy ludzie mi mówią, że piszę takie grube książki, a oni czytają je w dwie noce. Zawsze jestem wtedy rumiana z zadowolenia.

Kiedy czytelnicy mogą spodziewać się nowej powieści?
5. maja wychodzi drukiem moja nowa powieść. I mam nadzieję, że Państwa zaskoczy, bo jest to dla mnie samej eksperyment. Będę obserwowała, jak zostanie odebrana. Będzie to kryminał. Oczywiście. :)

Dziękuję za rozmowę i poświęcony czas.

Kto jeszcze nie czytał najnowszej powieści Katarzyny Bondy albo nie jest pewien, czy to lektura dla niego, ten zapoznaje się z niedawno napisaną recenzją książki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz