sobota, 20 kwietnia 2019

Żegnając Lorraine Warren...

Moi Drodzy,

Miała być recenzja, ale okoliczności sprawiły, że czas na inny wpis. Dotarła do mnie informacja o śmierci Lorraine Warren. Miłośnicy horroru wiedzą, znają to nazwisko. Ci, którzy nie znają, mogą sobie zajrzeć do archiwum bloga i poszukać "Demonologów" napisanych w duecie z mężem, Edem. 


Lorraine Warren była badaczką zjawisk paranormalnych, specjalizowała się w demonologii i okultyzmie.  Stanowiła jedyny znany mi wówczas (i obecnie) żyjący przypadek osoby, która zajmowała się taką tematyką na co dzień. Czytam dużo horrorów. Za mną kultowy "Egzorcysta" W. P. Blatty'ego, po którym bałam się patrzeć na ścianę (nie odnotowałam informacji o jego śmierci...). Żadne horrory nie przerażają mnie jednak tak, jak te oparte na faktach, możliwe, które mogą się wydarzyć. Z demonami nie ma żartów, o cym dotkliwie przekonali się niektórzy chcący sprawdzić słuszność tej teorii.

Na podstawie "Demonologów" powstał film "Obecność". Żadna historia nie przeraziła mnie wówczas bardziej niż "Demonolodzy" właśnie. To, że my unikamy patrzenia w ciemność, nie oznacza, że ona nie patrzy na nas i nie próbuje nas wciągnąć w swoje sidła.

Lorraine Warren pozostanie w mojej pamięci jako współautorka jednego z najlepszych horrorów, jakie czytałam w ogóle. Najpierw długo nie mogłam go znaleźć. Kiedy już znalazłam, musiał odczekać. Chciałam nastawić się psychicznie na to, co otrzymam. Efekt? Zasnęłam, ale długo nie mogłam uwierzyć, że takie rzeczy naprawdę się dzieją.

Być może jesteście zdziwieni tym wpisem. To pierwszy tego typu, ale przyzwyczajcie się. W ten sposób będę upamiętniać autorów zmarłych, których twórczość poznałam. Nie zrobiłam tak w przypadku Jack'a Ketchuma, który odszedł zanim jeszcze sięgnęłam po "Rudego". Są autorzy, których odejścia szczególnie łamią mi serce...

1 komentarz: