Za nami jedna z najbardziej wyczekiwanych tegorocznych premier literackich. Kilka dni temu, nakładem Wydawnictwa Czarna Owca, ukazał się ostatni tom najnowszej trylogii Vincenta V. Severskiego, jednego z czołowych pisarzy powieści szpiegowskich. Z tej okazji udało mi się przeprowadzić rozmowę z autorem o „Naborze”.
Fot. Magda Kuc
„Nabór” jest finałową częścią Twojej nowej trylogii. Wcześniej ta seria miała liczyć około ośmiu tomów. Co wpłynęło na zmianę decyzji?
Tak rzeczywiście planowałem. Planowałem też, że każda książka będzie miała około 300 stron. Trylogia ma w sumie 2000, to jakby osiem tomów. Nie? ☺
Czy udało Ci się zmieścić wszystko, co zamierzałeś w trzech tomach? Czy może odzywa się w Tobie co jakiś czas wewnętrzna potrzeba powrotu do tej serii i pisania jej ciągu dalszego?
Zawsze jest coś, co chciałoby się napisać, a co nie może zmieścić się w fabule, z różnych powodów. Tak też było w przypadku tetralogii „Nielegalni”, ale tak naprawdę myślę, że wyczerpał mi się pomysł na tę trylogię. Poza tym jestem chwilowo zmęczony pisaniem o naszym polskim podwórku. Oczywiście, nie zamykam drzwi za sobą i mogę wrócić do trylogii. Zostawiłem taki ślad w finałowym rozdziale. Historie szpiegowskie nigdy się nie kończą, bo zawsze jedna jest początkiem innej, nowej.
Jeden z bohaterów Twojej książki czyta „Lalkę” B. Prusa. Jakie książki powinien przeczytać Polak, aby spróbować zrozumieć Rosję?
Tak, zrozumieć Rosję nie jest łatwo. Huntington uważa, że to odrębna cywilizacja. Polakom często wydaje się, że z powodów narodowych i historycznych znają Rosjan lepiej niż inni. Z moich obserwacji wynika, że niewielu Polaków rzeczywiście zna Rosję, zresztą oni nas też nie znają. Jednak oficer wywiadu musi znać i lubić kraj, którym się zajmuje. Nie ma innego sposoby poznania drugiego narodu, jak przejście przez jego literaturę, w której zawarta jest jego dusza. Z mojego punktu widzenia są to trzy dzieła. Jest ich oczywiście znacznie więcej, Dla mnie jednak te trzy są szczególnie ważne: „Wojna i pokój” L. Tołstoja, bo ukazuje duszę Rosjan, „Mistrz i Małgorzata” M. Bułhakowa, bo poznajemy, kim jest homo sovieticus i „Archipelag GUŁag” A. Sołżenicyna, bo ukazuje system.
Czy obecna sytuacja polityczna w Iranie powinna napawać nas niepokojem?
Sytuacja wokół Iranu i w Zatoce Perskiej napięta jest od lat i grozi wybuchem, nawet nuklearnym. Dzisiaj konflikty w tak wrażliwych miejscach jak Bliski i Środkowy Wschód dotkną także Polskę. Polska po 1990 roku uczestniczyła w dwóch wojnach: w Iraku i w Afganistanie. Wojna z Iranem byłaby wielokrotnie większa i niebezpieczniejsza. Wbrew pozorom, Iran to potężny kraj o starej kulturze i silnej tożsamości, świadomości swoich obywateli.
W nowej książce powracają bohaterowie debiutanckiej tetralogii. Jakie to uczucie przywoływać ich na nowo?
Bardzo miłe, bo przyzwyczaiłem się do nich. Tym bardziej, że większość z nich ma swoje pierwowzory w rzeczywistości, niektóre opisałem za ich zgodą, i wciąż się z nimi spotykam. To moi przyjaciele. Ale jest to też wygodne dla leniwego pisarza, bo mam gotowe postacie, które mogę wykorzystać. Poza tym chciałem skonfrontować Sarę z Moniką, Konrada z Dimą i zobaczyć, co z tego wyjdzie.
Istnieje teoria, według której pisarze powieści szpiegowskich najpierw są agentami wywiadów. Czy Ty postanowiłeś ją kontynuować? Czy może istnieje inny powód, dla którego dziś zajmujesz się pisaniem książek?
Chciałem być pisarzem, zanim zostałem oficerem wywiadu. Uważam, że nikt nie ma większego wpływu na kształtowanie oblicza świata i człowieka, nuż właśnie pisarze. Nie udało się, a miałem wtedy 20 lat. Kiedy jednak trafiłem do wywiadu, dostałem możliwość pisania i kształtowania oblicza świata, o jakim kiedyś nawet nie mogłem marzyć, chociaż innymi metodami oczywiście. W rzeczywistości bardzo niewielu pisarzy w tym gatunku ma osobiste doświadczenie w szpiegostwie. O ile wiem, to Le Carré był oficerem wywiadu, a współpracownikami MI6 - Frederick Forsyth i Graham Greene. Ale wcale nie trzeba być szpiegiem, żeby pisać dobre powieści. Umberto Eco napisał „Cmentarz w Pradze”, najlepszą powieść szpiegowską wszech czasów, a był tylko profesorem z Bolonii.
Po co potrzebni nam są szpiedzy?
Żebyście nie musieli się martwić o przyszłość, swoje bezpieczeństwo. To my bierzemy na siebie różne brudy tego świata, żeby obywatele spali spokojnie. Można odpowiedź sparafrazować w ten sposób, to nasze ideowe przesłanie - „Jeśli szpiedzy dobrze pracują, to wojny nie są potrzebne.‟ Wszystko jednak zależy od mądrości polityków, bo w końcu to oni podejmują decyzje, a polityków wybierają ludzie. Nie wszyscy politycy są jednak mądrzy i wtedy wybuchają wojny.
Czy po latach służby miewasz jeszcze zwyczaje związane z pracą?
Tak, mam jeszcze niektóre nawyki, ale po tylu latach na emeryturze nie są już tak męczące, jak w pierwszych latach. Mimo to wciąż sprawdzam numery samochodów jadących za mną, rejestruję powtarzające się twarze ludzi, staję w miejscach, z których mam kontrolę nad otoczeniem i sprawdzam, czy ktoś nie zagląda do moich rzeczy. Wiem, że to teraz naiwne, ale nawyk pozostał.
Czy ten zawód jest stresujący?
Stres i adrenalina to naturalna część naszego życia. Początkowo odczuwa się ją bardzo mocno, ale z czasem staje się to stanem naturalnym. Po latach jednak, kiedy odchodzimy ze służby, organizm wystawia rachunek i czasami jest on bardzo wysoki. Życie bez adrenaliny wydaje się szare, nieciekawe, ludzie bezbarwni, telewizja nudna. Z tego rodzą się frustracje, depresje, choroby. To nie znaczy, że ludzie się załamują. Oficerowie wywiadu to twardzi ludzie. Zresztą, my zawsze sobie pomagamy.
Osoby należące do agencji wywiadowczych są wybierane według określonych wymogów. Jakimi cechami powinien odznaczać się przyszły kandydat do tej służby?
Najlepszymi, i na tym mógłbym zakończyć wypowiedź. Żeby jednak zbliżyć się do tego tematu, potrzebowalibyśmy kilku godzin na rozmowę. Krótko, oficerowie wywiadu muszą być inteligentni i mieć predyspozycje, czyli „To magiczne coś‟, co pozwala im znaleźć się w tym świecie honoru, braterstwa broni, patriotyzmu i kłamstwa, ludzkich brudów i śmierci i manipulacji z drugiej strony. Trzeba mieć silną psychikę, by dać sobie z tym radę. Tego nie da się nauczyć, to już trzeba w sobie mieć.
Wiem, że obecnie pracujesz nad „Admirałem‟. O czym będzie ta książka? Kiedy można się jej spodziewać?
To tytuł roboczy. Tak, tym razem odchodzę od polskiego światka. Akcja powieści ma miejsce w latach 1990-91, w czasie upadku ZSRR. Nie ma Internetu, telefonów komórkowych, smartfonów, jest człowiek zagubiony w wielkiej polityce. Główne sceny rozgrywają się w Finlandii, ale też Leningradzie i na Atlantyku. Powieść zaczyna się jak techno thriller w stylu Clancy'ego, aby przejść potem w intymną rozgrywkę szpiegowską à la Le Carré. Planujemy wydać ją jesienią, ale to się jeszcze zobaczy.
Dziękuję za rozmowę. W oczekiwaniu na „Admirała‟ polecam „Nabór‟, który pomimo objętości czyta się szybko. Warto zarezerwować sobie kilka, kilkanaście dni na tę wciągającą lekturę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz