Tytuł-"Księga cmentarna"
Gatunek-fantastyka
Liczba stron-224
Wydana-2017
Ocena-5/10
Dziś wpis o książce autora, którego z pewnością nie muszę przedstawiać
nikomu. Ma on wielu fanów. Jest to moje pierwsze spotkanie z jego twórczością. Książka powstała w 2008 roku, polski przekład
Pauliny Braiter. Prawdopodobnie będzie to pierwsza recenzja krytyczna tej książki
i w ogóle twórczości autora, gdyż zorientowałam się niedawno, że właściwie
wszyscy chwalą pod niebiosa książki tego pisarza.. Mnie natomiast nie do końca przypadła
ona do gustu. Dlaczego? Zapraszam na recenzje.
Głównym bohaterem tej książki jest Nik, mały chłopiec, któremu
cudem udaje się uniknąć śmierci. Morderca zabija cala jego rodzinę. Nik jest skrótem od Imienia Nikt, choć tak naprawdę
chłopczyk nazywa się inaczej - ale o tym już przeczytacie sami, nie mam zamiaru
Wam spoilerować. Nik ratuje się ucieczką i trafia na stary cmentarz, którego
mieszkańcy, duchy zmarłych i pewien wampir, postanawiają się zaopiekować bohaterem.
Chłopiec jest wychowywany przez duchy zmarłych osób, wspomniany wampir dostarcza
mu jedzenie i rzeczy potrzebne do funkcjonowania. Nick jest zawieszony pomiędzy
światem żywych i umarłych, próbuje się tak naprawdę zmierzyć ze swoja przeszłością.
Wraz z upływem stron książki obserwujemy jego dorastanie, pod koniec fabuły ma
on już kilkanaście lat. Co z tego wszystkiego wyniknie? Przeczytajcie sami.
Warto zwrócić w tej książce uwagę na specyficzny styl
pisania autora, właściwie nie pomylicie go z niczyim innym. Troszeczkę mnie nużył
(być może po prostu sięgnęłam po nieodpowiedni tytuł na początek poznawania twórczości
Neila Gaimana). Jest on mroczny, prawdopodobnie cala jego twórczość owiana została
właśnie takim mrokiem - tajemniczym, momentami przerażającym, ale wszystkie te
rzeczy opisane są w taki sposób, że nie ma za bardzo właściwie, czego się bać.
Rozumiem, że młodszych czytelników może odstraszyć cmentarz, duchy i tym
podobne rzeczy, ale nie bójcie się.
Mnie niestety ta książka przywołała skojarzenie z
„Dziadami" Adama Mickiewicza. Ja wiem, że jest to zupełnie inna epoka
literacka, inne czasy, inny styl pisania, inny nawet układ treści, natomiast
sam koncept duchów zmarłych osób niemal automatycznie nasunął mi postacie Józia
i Rózi z dramatu naszego wieszcza narodowego. Za samymi „Dziadami” niestety nie
przepadałam z uwagi na ten właśnie koncept, jak również nie podzielam zachwytu
w stosunku do tego tytułu. Nie uważam go za zły - wykonanie dobre, po prostu
tematyka nie przypadła mi do gustu.
Książka niestety nie podobała mi się. Jest lektura dla klas szóstych
w Stanach Zjednoczonych. Być może tam czytelnicy są w stanie odnaleźć coś więcej.
Ja niestety przez wspomniany koncept samych duchów miałam od razu skojarzenia z
twórczością poetów romantycznych, a również za romantyzmem niestety nie
przepadam.
Niestety nie polecam tej książki, ale w przyszłości sięgnę
po inne tytuły, żeby mieć porównanie, gdyż od czasu „Zielonej mili"
Stephena Kinga nie zrażam się do autora po jednym tytule.
Wniosek z tego taki, że jeszcze nie raz o tym panu Wam tutaj
opowiem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz